W tym roku skończyłem 50 lat. Przez ostatnie 15 lat pracowałem i mieszkałem we Włoszech i rzadko odwiedzałem ojczyznę, z wyjątkiem wakacji. Kiedy mój syn rozpoczął studia i przeprowadził się do akademika, nadal pracowałem jako ratownik medyczny.
Zarabiałam zbyt mało, by zapewnić sobie komfortowe życie, więc kiedy jeden z pacjentów zasugerował, bym wyjechała do Włoch i pracowała na pół etatu, zgodziłam się. Rodzice mnie wspierali, a syna to nie obchodziło – mieszkał już w innym mieście.
Pracowałam, wysyłałam pieniądze rodzicom, a oni za te pieniądze wybudowali dom. Byłam ze wszystkiego zadowolona. Dwa lata temu zmarła moja matka, a mój syn postanowił się ożenić.
Wróciłem do domu i pomogłem synowi zorganizować ślub, kupując nawet suknię panny młodej, ponieważ swatki nie miały na to pieniędzy. Postanowiłem świętować moje 50. urodziny w tym roku w mojej ojczyźnie.
A pani, którą się opiekowałem, zmarła, więc uznałem swoją misję we Włoszech za spełnioną. Warto dodać, że po ślubie syna wynajęłam swój dom.Więc kiedy wróciłem do domu, zacząłem z nimi mieszkać.
Każdego dnia zauważałem, jak chłodno i bez miłości traktuje mnie synowa. Rano nawet się ze mną nie witała, ale miałam nadzieję, że po prostu się do mnie przyzwyczaiła.
W dniu moich urodzin zdałam sobie sprawę, że nie powinnam mieć złudnych nadziei. Byłem niemiły dla mojej synowej. Zaprosiłem swatów i kilku przyjaciół na imprezę i to wszystko.
Podczas uczty moja szwagierka podeszła do mnie i zapytała, kiedy wracam do Włoch. Powiedziała to ciepłym tonem, pewnie po to, żebym się nie obraził.
Powiedziałem jej, że nie mam tam już nic do roboty i poszedłem do kuchni odświeżyć talerze z sałatkami. Nagle podsłuchałam rozmowę synowej z mamą: “Wcześnie się cieszyłyśmy” – powiedziała synowa do mamy
– “Wygląda na to, że zostanie na długo, jest za wcześnie, żeby burzyć nasz stary dom. Spędziłam 20 lat budując własne gniazdo, a moja rodzina wszystko niszczy.