Pracuję do późna. Wracam do domu, gdy jest już ciemno. Dziś dodatkowo wzięłam nadgodziny, a potem wstąpiłam jeszcze do sklepu spożywczego, więc w domu byłam dopiero około dziesiątej wieczorem. Mąż, jak zwykle, siedział przy komputerze i grał. Gdy usłyszał otwierające się drzwi, wstał i wyszedł mi na spotkanie.
Zaczęłam zdejmować buty, a on nawet się nie przywitał – od razu zapytał, co mamy na kolację, i zaczął zaglądać do toreb z zakupami. Od trzech miesięcy sama utrzymuję naszą rodzinę, bo męża zwolnili z pracy i siedzi w domu. Pracował jako budowlaniec, a zimą trudno znaleźć coś odpowiedniego. Na początku jeszcze dorabiał, ale potem zobaczył, że zarabiam całkiem nieźle, i przestał się starać. Postanowił poczekać do wiosny z poszukiwaniem nowej pracy. A zimą po co się wysilać?
Pogodziłam się z tym i postanowiłam czekać na wiosnę. Mieszkanie należy do męża, więc miałam nadzieję, że w końcu się ogarnie. Niestety, minęły dwa miesiące, a on przestał cokolwiek robić w domu, odmawiał nawet sprzątania i gotowania, chociaż cały czas był w domu. Nie robiłam awantur, licząc, że w końcu się opamięta. Może przechodził depresję, która minie.
Jednak gdy wróciłam z pracy, a mąż tylko zapytał, co będziemy jeść na kolację, zamiast przygotować coś dla mnie, bo byłam zmęczona i głodna, bardzo się zawiodłam. Wkurzyłam się, poszłam do sypialni, zaczęłam pakować swoje rzeczy, zamówiłam taksówkę i zabrałam torby z jedzeniem zostawione w korytarzu. Podałam adres siostry – postanowiłam u niej trochę pomieszkać. Myślałam, że ochłonę i wrócę. Albo mąż mnie poprosi, żebym wróciła. Jednak nie dzwonił. Więc postanowiłam, że nie wrócę wcale. Co mam do stracenia? Mam pracę, jestem młoda, ładna. Wszystko się jeszcze ułoży.
Zapisałam się na masaż, gimnastykę, zaczęłam chodzić na basen, odświeżyłam garderobę, czego dawno nie robiłam – wcześniej wszystko szło na męża. I zrozumiałam, że jestem zadowolona z siebie, niczego nie straciłam, wręcz przeciwnie, zyskałam wolność. Nie muszę już zostawać po godzinach w pracy, nie muszę dźwigać bezrobotnego męża na swoich barkach. Mąż zadzwonił po czterech tygodniach. Zaczął narzekać, że jest mu ciężko, i prosił, żebym wróciła. Twierdził, że nawet zaczął szukać pracy. Jego matka mu teraz pomaga, powiedziała, że normalna żona nie zostawiłaby męża w trudnym momencie. Dodała, że potraktowałam go jak świnia. Ale on i tak mnie wybacza i pozwala wrócić.
Słuchałam tych bzdur i nawet nie chciałam się z nim kłócić. Gdy skończył swoją tyradę, rozłączyłam się. Już mnie nie obchodził ani on, ani jego matka. Uczucia wygasły. Zorientował się za późno. Tego wieczoru zostałam zaproszona na randkę – przez jednego z kolegów z pracy. Paweł od dawna na mnie spoglądał i postanowiłam przyjąć jego zaloty. Poszliśmy do kawiarni. Zaczęliśmy się spotykać.
Po pół roku Paweł oświadczył mi się. Wahałam się, ale w końcu zgodziłam się. W każdym razie, jest lepszy niż bezinicjatywny i bezrobotny były mąż.