Kiedy rodziliśmy naszą córkę, moja teściowa zadzwoniła i kazała nam opuścić jej dom. Natychmiast zdaliśmy sobie sprawę, że coś jest nie tak.

Moja teściowa, Lubow Siergiejewna, nie dawała nam spokoju: -“Po co kupować mieszkanie, przecież to kredyt hipoteczny! Tyle wydatków! Mam własne mieszkanie! Wydawało się, że ma rację. Miała przestronną daczę, w której mieszkała przez cały rok. A mieszkanie stało puste, więc zaoferowała je nam! Oczywiście miała warunek.

Dałaby nam to mieszkanie, a my zapewnilibyśmy jej wszystko, czego potrzebowała: jedzenie, alkohol i zabieralibyśmy ją do miasta, kiedy tylko by tego potrzebowała. Tak też zrobiliśmy. Wkrótce urodziło nam się dziecko.

Teściowa zameldowała nas wszystkich w swoim mieszkaniu. Sama wybierała artykuły spożywcze, my za nie płaciliśmy i wysyłaliśmy jej z dostawą. Po 3 latach urodziła nam się córka. I wtedy otrzymałam telefon od teściowej: – „Moja rodzino, przepraszam. Ale potrzebuję mieszkania. Wyprowadź się”. Nie mogłam powstrzymać łez.

Dwoje małych dzieci, żadnych oszczędności – i tak po prostu? Skończyć na ulicy? Powiedziałam wszystko mężowi, ale on mi nie uwierzył. Powiedział, że następnego dnia pójdzie porozmawiać z moją matką.

I poszedł. I czego się dowiedział? Moja teściowa miała mężczyznę młodszego od niej o 20 lat.Powiedział, że gdzieś pracuje, ale nie powiedział nic konkretnego. To on zasugerował eksmisję i wynajęcie mieszkania.

Mieliśmy kilka opcji: mogliśmy wynająć mieszkanie lub pojechać do moich rodziców. Nie chcieliśmy jednak zostawiać teściowej samej sobie. Uzgodniliśmy z nią, że wynajmie to samo mieszkanie. Zgodziła się.

Wykorzystaliśmy tę sytuację i zaczęliśmy ją częściej odwiedzać. Postanowiliśmy trzymać tego „zalotnika” pod kontrolą. Moja teściowa naprawdę rozkwitła przy nim, ale rozumiemy, dlaczego pojawił się w jej życiu. Będziemy mieć go na oku.

Related Posts